wtorek, 8 października, 2024
Wkrótce

Izba Anki Kwiotek


Zapraszamy do odwiedzenia Izby Anny Kwiotek, która została urządzona w naszym domu parafialnym. Dzięki zaangażowaniu wielu osób udało się odtworzyć pokój, w którym chora Anka spędziła przykuta do łóżka ponad pięćdziesiąt lat.

Izbę można odwiedzić po wcześniejszym zgłoszeniu w kancelarii parafialnej (tel. 32 422 62 82).


Trudne życie Anny Kwiotek

Anna Kwiotek urodziła się 11 lutego 1917 roku. Jej rodzicami byli Emil i Marta z domu Pawliczek. W tym czasie nie było jeszcze kościoła w Niedobczycach, dlatego Anka (bo tak ją wszyscy nazywali) została ochrzczona 18 lutego 1917 roku w kopalnianej cechowni. Jej ojciec początkowo pracował na kopalni „Rymer”, potem w tartaku Wiktora Wieczorka. Rodzina nigdy nie posiadała własnego domu i kilkakrotnie się przeprowadzała. Ostatecznie zamieszkała w domu pana Wieczorka przy obecnej ul. Górnośląskiej 31. Tam Anka spędziła resztę życia.
Rodzinie Kwiotków nie wiodło się najlepiej. Matka była zmuszona korzystać z zup, jakie miasto przydzielało najbiedniejszym; rodzinie pomagało także parafialne Towarzystwo św. Wincentego à Paulo. 1 września 1923 roku Anka rozpoczęła naukę w Katolickiej Szkole Powszechnej w Niedobczycach. Uczyła się dobrze, mimo że jej obecność w szkole była „nieregularna”, ponieważ zależała od prac, jakie trzeba było wykonać w domu i w polu. 26 maja 1927 roku Anka przystąpiła do Pierwszej Komunii św., zaś 15 sierpnia – poważnie zachorowała. O przyczynach choroby Anki niewiele wiadomo. Jedni mówią, że „czegoś jej się zachciało” – ponoć nie zostawiono dla niej jedzenia po całym dniu ciężkiej pracy podczas żniw. Inni wiązali początek choroby z przerażeniem wywołanym uderzeniem pioruna. Jednak lekarz Jerzy Chlondowski zdiagnozował chorobę Heinego-Medina. U Anki choroba spowodowała paraliż nóg i prawej ręki oraz zanik mięśni całego organizmu. Przez 54 lata nie opuszczała łóżka, cierpiąc z powodu rozległych odleżyn. Ponadto Anka bardzo słabo słyszała, choć potrafiła czytać z ruchu warg. Najprawdopodobniej straciła słuch wtedy, gdy jako dziecko została pobita przez pijanego ojca. Zmarła 27 kwietnia 1981 roku zwłaszcza w ostatnich latach życia „ogromnie cierpiąc”. Spoczęła na parafialnym cmentarzu.

Duchowość Anny Kwiotek

Życie Anny skupione było wokół Eucharystii. Każdego ranka kapłan przynosił jej Komunię św., a centralnym miejscem jej pokoju był ołtarzyk zawsze przyozdobiony świeżymi kwiatami. Mimo postępującego paraliżu była samodzielna: nie opuszczając łóżka potrafiła lewą ręką przygotować sobie posiłek; pielęgnowała rośliny doniczkowe, zwłaszcza ukochany mirt, którym ozdabiała prezenty dla dzieci pierwszokomunijnych; zajmowała się haftowaniem bielizny liturgicznej i szyciem burs. Zapraszała znajomych na krótkie pogawędki, była żywo zaangażowana w sprawy parafii. Należała do Sodalicji Mariańskiej, Żywego Różańca i Towarzystwa Pań Świętego Wincentego à Paulo. Prowadziła ożywioną korespondencję. Regularnie czytała „Gościa Niedzielnego” i „Apostolstwo Chorych”. Organizowała pomoc dla biednych kleryków i wspierała budowę kościołów. Dzięki pomocy znajomych i przyjaciół odwiedziła sanktuaria w Turzy Śląskiej, Piekarach, Częstochowie, Pszowie i Kalwarii Zebrzydowskiej. Noszono ją także do kościoła parafialnego, zwłaszcza w dzień chorych. Podczas peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, 9 maja 1967 roku, publicznie w imieniu chorych złożyła hołd Matce Bożej i zawierzyła Jej wszystkich cierpiących.
Dzięki ciężkiej pracy duchowej Anka cierpienie traktowała jako dar i powołanie. Jej pierwszym źródłem i inspiracją była Biblia, która zawsze znajdowała się w jej zasięgu. Wydaje się, że to przylgnięcie do Pisma Świętego było dla niej źródłem zrozumienia sensu własnego cierpienia i bólu. Miała – jak zauważają świadkowie – „jakąś wewnętrzną mądrość, może szczególną łaskę, która pozwalała jej zrozumieć, że żeby osiągnąć postęp w swym wewnętrznym życiu, by bardziej przylgnąć do Boga, żyć Jego Słowem, musi jakby posilać się Bożym Słowem, modlić się Jego słowami”.
Eucharystia to drugie źródło jej duchowości. Kapłani, którzy ją odwiedzali, przytaczają jej słowa: „Komunia jest dla mnie jak Boży Atom! Czerpię z niej siłę i moc w cierpieniu. Nie wyobrażam sobie życia bez komunii św.”. Za zgodą ówczesnego biskupa odprawiano również msze św. w mieszkaniu Anki. Powtarzała wtedy: „Jestem najszczęśliwszym człowiekiem, bo w moim pokoju mogę uczestniczyć w całej mszy św.”. Każdą Komunię św. ofiarowała w jakiejś intencji. W jednym z listów pisze: „Będę ofiarowała przy Komunii św. te moje radosne 33-lecie mej małej Golgoty. Ach, jak mi radośnie! Chociaż może bez łez się nie obejdzie, to jednak będę śpiewać z naszą niebieską Mamusią Jej radosne „Magnificat” i „Wszystko Tobie oddać pragnę””. Msza św. prowadziła ją do przekonania, że jej cierpienie „jest niczym w porównaniu z tym, co wycierpiał Pan Jezus”.
Ks. Hencel pisze, że gdy odwiedzał Ankę, ta zawsze prosiła o modlitwę, by „nie przynieść wstydu Panu Jezusowi wypuszczając ze swej ręki krzyż w połowie drogi”. Kochała ciszę i medytację. W jej korespondencji można znaleźć zdanie: „Bardzo się cieszę, jak mnie ludzie odwiedzają. Ale kocham czas, gdy jestem sama, bo mogę się w ciszy modlić i prosić o wytrwanie w noszeniu mojego krzyżyka”.
Doktor Chlondowski napisał: „Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Anka swoje cierpienie znosiła wręcz bohatersko. Nigdy nie skarżyła się na swoją trudną sytuację. Zawsze wierzyła Bogu, który – jak mawiała – wie wszystko lepiej od nas. Odkryła prawdę Ewangelii, że łącząc się w cierpieniu z Jezusem przyczynia się do ogromnego dobra, służy sprawie zbawienia ludzi. Głęboko wierzyła, była wręcz przekonana, że jej cierpienie jest zadaniem, które na tym świecie zlecił jej Pan Bóg”.
Anka życie w cierpieniu traktowała jako czas rekolekcji przed spotkaniem z Bogiem. Była przykładem optymizmu, cierpliwości i wytrwałości. Szukali u niej wsparcia nie tylko ludzie świeccy, ale także kapłani i klerycy. Stała się dla wielu z nich opiekunką duchową, każdego z nich – jak podkreślają sami duchowni – potrafiła podnieść na duchu. 
Życie Anny wpisało się w duchową sylwetkę parafii i_ do dzisiaj wśród ludzi jest stawiana jako przykład głębokiej wiary. Jadwiga Chlondowska tak ją wspominała: „Swoim życiem i cierpieniem dawała nam wszystkim do zrozumienia, że życie na tym świecie się nie kończy. Uczyła tego, że można w nim połączyć dobre z pożytecznym, rozum z uczynkiem, a nie straci się sensu życia w próżni codziennych zajęć i rozrywek”. Anna Kwiotek była w pewnym sensie najbliższą współpracowniczką swoich duszpasterzy, otaczając całą parafię modlitwami i zachęcając do niej innych.  Lekarz Chlondowski napisał: „Dziś tak widzę po latach jej życie. Przez całe swoje życie towarzyszyła Panu Jezusowi – jak to pieszczotliwie mawiała – podążając za Nim aż na Górę Kalwarię, na szczyt miłości, gdzie dokonało się nasze zbawienie. Z tego szczytu spływała na nią ogromna fala miłości i rozlewała się po ziemi niedobeckiej na tysiące ludzi. Mieszkańcy tej parafii na pewno mogą do dziś mieć pewność, że ona w niebie wstawia się za wszystkimi. Była osobą wyjątkową, mocno skierowaną w stronę nieba, ale też osadzoną w codzienności. Nie może więc zapomnieć o tych, których tak kochała, czyli o nas, swoich parafianach” .



Media o życiu Anny Kwiotek


Film pt. „Paszport do nieba” – o życiu Anny Kwiotek opowiadają jej przyjaciele, znajomi…


W reportażu z cyklu „Sakralne Dziedzictwo Śląska” (Telewizja TVT) o doświadczeniu spotkań z Anną Kwiotek opowiada Henryk Cebula